Relacja z rejsu w Tajlandii

W listopadzie odwiedziliśmy królestwo Tajlandii oraz Wietnam i Kambodżę.  Poniżej krótka relacja z wyprawy.

Wyprawę zaczęliśmy w połowie listopada. Załoga leciała na dwa sposoby: pierwsza część AirFrance’m druga Aeroflot’em. Przed odlotem z Warszawy spotkaliśmy się na lotnisku,  a następnie już w Bangkoku oczekując na lot lokalny Thai Airlines z Bangkoku na Phuket.

Podróż była troszkę męcząca z jednego powodu… oczekiwania na lotnisku w Bangkoku ;) Czekaliśmy 7,5 godziny na lokalny lot na Phuket. Stąd proponujemy wszystkim wydać 100-200 PLN więcej i polecieć dużo wygodniejszym bezpośrednim połączeniem.

Z lotniska na Phuket przejechaliśmy lokalna taksówką do mariny gdzie czkała już Agnieszka i Lech – byli już w Tajlandii od kilku dni.  Zaokrętowaliśmy się na jacht i poszliśmy do lokalnej knajpy położonej niedaleko mariny. Wieczór zapoznawczy wypadł nadspodziewanie pozytywnie, a spanie na siatce katamaranu w nocy nie przerwała nawet ulewa :)

Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę. Na noc stanęliśmy przy pierwszej wyspie Ko Rang Yai, gdzie po spędzeniu, jak się później okazało, za długiego czasu na kąpielach i zabawach w wodzie nie zdążyliśmy do knajpy, która opustoszała i została zamknięta. Nic to, przecież mieliśmy coś do jedzenia na jachcie ;)

rejsy w Tajlandii

Następne

go dnia z samego rana wygłodniali nowych (lub znanych) smaków , popłynęliśmy na wyspę Ko Khai Nok, gdzie najpierw wypiliśmy urodzinowe drinki Agnieszki, a potem zjedliśmy pierwsze śniadanie. To, jak i zdecydowaną większość miejsc, najlepiej odwiedzać z jachtu. Przypływanie tutaj long-tail-boat’ami razem z tłumami turystów  i spędzanie czasu w tłoku nie jest przyjemnością. Prawdziwy raj możemy podziwiać będąc samemu na plaży lub mieć całą wyspę tylko dla siebie.

Tu pojawia się pierwsza i niepodważalna zaleta rejsu jachtem. Dopływamy do kolejnych miejsc po południu, kiedy  ordy turystów albo już odpłynęły, albo zaraz odpłyną do hoteli i bedziemy mieli wyspę

lub plażę tylko dla siebie :)  Pusto, nikogo nie ma, a barman przyjmie nas z wielką radością robiąc fantastyczne drinki w kokosach lub ananasach

           

Kolejnym miejscem była wyspa Phi Phi Don, miejsce, gdzie zabawa trwa całą dobę, można ponurkować w lokalnych centrach nurkowych, wybrać się na spacer na punkt widokowy, poddać się relaksującym Tajskim masażom lub popłynąć wpław lub pontonem na bezludna plażę zamieszkałą tylko przez małpy.

          

Na Phi Phi Don zagościliśmy najdłużej, bawili

śmy się, pływaliśmy i poznawaliśmy pyszną tajską kuchnię.

Kolejną wyspą była Phi Phi Lee, gdzie kręcony był film z Leonardo Di Caprio pt. „The Beach”. Piekne miejsce, do którego dopłynęliśmy wieczorem i tam też zostaliśmy na noc… jako jedyni, bez tłumów, bez hałasu, tylko my, „The Beach” i piękne rozgwieżdżone niebo…
Polecamy także obejrzeć film ;)

 

c.d.n.  :))) Dalsza część opisu już wkrótce.

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*